środa, 27 września 2017

Biblioteczka niezdecydowanego maturzysty - twór recenzjopodobny.

[ Stetoskop jest prezentem, dostałam go gdy rozpoczynałam poprzedni kierunek, tam jest potrzebny już w połowie pierwszego roku. Tak tłumaczę, żeby potem nie było, że potrzebny na trzecim i pierwszak szpanuje. O. ]

Witajcie, zbłąkane dusze.
Dziś będzie krótko o książkach z weterynarią w tle. Dlaczego... Ano dlatego, że po przygodzie z poprzednim kierunkiem chciałam koniecznie ogarnąć swym malutkim rozumkiem o aparycji orzeszka, co jest złego w drodze którą zmierzam. Przebrnęłam przez kilka blogów (Jaszczurka, Weterynarz w spódnicy, nzzw ), studygramy, stronki na fejsbuku (Mordor na weterynarii, Nic nie przeraża weterynarza czy moją ulubioną - Cierpienia młodego weterynarza ) i właśnie książki. Wiem już, że "na weterynarii pewne jest, że umrzesz, a nie że uzyskasz tytuł w terminie" i że sen to pojęcie abstrakcyjne i wcale nie będę miziać kotków i piesków (no, może trochę będę... nie dam rady się powstrzymać tak całkiem ).  Także po takim wstępie jestem nastawiona na piekło na ziemi... A może raczej na Walhalę, bo mimo wszystko całe to bagno o którym piszą autorzy wydaje się fascynujące i naprawdę godne zachodu.

Wracając do książek. Wymienię tu teraz te, które sama czytałam, a że jestem książkoholiczką to trochę tego dorwałam. Opiszę też pokrótce kilka pozycji o zwierzętach, które z weterynarią raczej za wiele wspólnego nie mają, ale miłośnicy czterech łapek na pewno znajdą w nich coś dla siebie. 

1. Seria Wszystkie stworzenia duże i małe - James Herriot

 To. Jest. Klasyk. Seria ma osiem części (osobiście czytałam siedem, sześć z biblioteki a jedną dorwałam na promocji, brakuje mi trzeciej, ale mam nadzieje ją nadrobić ): Jeśli tylko potrafiłyby mówić, To nie powinno się zdarzyć, Nie budźcie zmęczonego weterynarza, Weterynarz w zaprzęgu, Weterynarze mogą latać, Szał pracy, Boże stworzenia, Wszystkie stworzenia.
Można je czytać po kolei, można - jak ja - bez zachowania kolejności. Nie robi to większej różnicy, da się połapać chronologicznie a książki są dość stare więc czytanie po kolei może być trudne (a to biblioteka ma tylko trzy części, a to na allegro jakiejś nie ma... ).

O czym to? O angliku który ukończył studia i pracuje sobie na wsi w Yorkshire. Można poczytać o dawnych metodach leczenia, chorobach które dziś już nie występują i o ludziach, którzy przez lata nic się nie zmienili i w każdej kolejnej części oczekują od naszego Jamesa cudów. Po lekturze wiadomo czym jest bolipupcia, jakim cudem pies może wygrywać w zakładach, co to znaczy być budzonym o trzeciej w nocy do porodu krowy i dlaczego dawniej był to w pełni męski zawód. Poznajemy masę barwnych bohaterów, od groma zwierząt i sporo przypadków medycznych.
Szef naszego Jamesa często głosi maksymę, która zapewne będzie mi przyświecać nie tylko do końca studiów, ale i po nich (już o niej wspomniałam w pierwszej notce ) - "W naszym zawodzie jest nieskończenie wiele okazji by zrobić z siebie idiotę. " 

2. Wet. Moi wspaniali dzicy przyjaciele. - Luke Gamble.

Jednoczęściowa biografia Luka, weterynarza który żyje sobie gdzieś na świecie - a gdzie, nie powiem, bo jak można wywnioskować z książki nie jest to osoba, która długo usiedzi na swoich czterech literach. Bodajże ma on nawet jakiś program w telewizji.

Powiem szczerze, że to jest taki człowiek, jakich chciałabym spotykać na swojej drodze. Pogoda ducha aż bije z jego słów, naprawdę. W przypadku tej książki nie wiem, ile mogę napisać, żeby nie zdradzić treści. Z trzech czytanych przeze mnie biografii weterynarzy to właśnie ta podobała mi się najbardziej. Operacja oka żaby czy kastrowanie bezdomnych psów na odległej wyspie... To jest coś co trzeba przeczytać. Ta książka ma tę przewagę nad Wszystkimi stworzeniami, że widzimy tu współczesną weterynarię z antybiotykami i operacjami pod pełną sterylnością. 

3. Powiedz gdzie cię boli - Dr Nick Trout

Zdecydowanie najtrudniejsza z wymienionych przeze mnie pozycji. Opis jednego dnia z życia chirurga w potężnej klinice. Sporo bardziej fachowych pojęć i dokładniej opisanych sytuacji, takich jak chociażby kastracja żółwia, którą wykonywał kolega autora a którą on sam był zaskoczony. Głównym motywem książki jest jeden przypadek - suczki ze skrętem żołądka, której właściciel i doktor Nick zrobią wszystko, by utrzymać ją przy życiu. Pojawia się tam pewna pani, która usiłuje się kłócić z naszym chirurgiem, przecież ona jest doktorem to wie. I oczywiście przewija się sporo krótszych przypadków jak ten o kocie który okazał się kotką. 



Teraz już mniej tematycznie.

Sztuka ścigania się w deszczu Garth Stein - pozycja bardzo psychologiczna, pisania z punktu widzenia psa, który nie wszystko rozumie lecz dużo czuje. Pokazuje losy ludzi nieszczęśliwych, którzy mają swojego szczekającego przyjaciela.

Był sobie pies W. Bruce Cameron - podobnie - pies narrator. Nie wiem, czy opisywanie tak szumnej książki ma sens, ale w skrócie jest to historia reinkarnacji psa, który wciąż ma coś do zrobienia i musi wracać. Wylałam przy niej tyle łez, że do dzisiaj jest mokra. 

Sowa Wesley Stacey O`Brien - coś o sowie, jak mówi tytuł. Jest to dosłownie biografia sowy od narodzin do śmierci, opowiadana przez panią naukowiec, dla której Wesley stał się niemal synem.

Kot Bob i ja James Bowen - generalnie nie jestem kociarą, wolę psy i do kotów odnoszę się odrobinę nie ufnie. Nie to, że ich nie lubię, ale nie licząc przedszkolnego kota mojego brata i kota znajomej, nigdy nie miałam z nimi za wiele do czynienia. Ta książka pokazała mi, że kot też może zostać przyjacielem, dorównując wierności psu. Piękna, naprawdę. 

Życie z Merlem Ted Kerasote - swoje na koniec wypłakałam. Historia życia psa u boku mężczyzny. Dość ciężka w odbierze przez natłok niewiele mających z historią wspólnego opisów. Jak dla mnie autor zbyt często odskakuje od tematu zaczynając opowiadać chociażby o kynologii czy odkryciach naukowców na temat wilków czy psychiki psów. Mimo to, warto przeczytać.

Jeszcze jedna książka której ABSOLUTNIE NIE POLECAM - Rozważanie psa Mafa i jego przyjaciółki Marlin Monroe. Ani to o psie, ani o aktorce w sumie naprawę nie wiem o czym. Autor gada całą książkę o niczym, serio, mając okazję to przeczytać...Nie korzystajcie z niej. 


 Tyle w temacie - na razie. Nie, nie czytałam Duchowego życia zwierząt. Jeszcze nie. Jakoś mi nie po drodze z tą książką, w sumie nie wiem czemu. Kiedyś przeczytam.







środa, 13 września 2017

Pielęgniarstwo - dla kogo, czemu, po co...Ale siostry to Ty szanuj.


Jak mówi tytuł, "opiszę" teraz swój pierwszy kierunek studiów, który w moim przypadku okazał się kompletną klęską. Chciałam, starałam się, walczyłam, ale to nie było to. Za to jaki piękny to zawód i jak dużo dobrego można o nim powiedzieć...! Ale po kolei...


Jak to się stało, że trafiłam na pielęgniarstwo? 
Na blogu miało być bez osobistych historyjek, ale trochę napomknąć wypada, celem wyjaśnienia. Właściwie od trzeciej gimnazjum do połowy trzeciej liceum nie chciałam słyszeć o niczym innym niż lekarski. Weterynarię, jak już wspomniałam na instagramie, skutecznie (acz chwilowo) wybiła mi z głowy rodzina, do stomatologii jakoś mnie nie ciągnęło a cała reszta zawodów medycznych była "be" a co dopiero jakieś z medycyną niezwiązane. 
Dopiero w połowie trzeciej klasy dałam sobie łaskawie przetłumaczyć, że wyniki matur mogą wcale takie rewelacyjne nie być. Wtedy ułożyłam sobie listę - Lek, Lek-Dent, Weta, Położnictwo, Pielęgniarstwo. I stopniowo tę listę głupia skracałam. Najpierw wywaliłam Lek-Dent, bo wystarczy mi już doświadczeń z ludźmi nie myjącymi zębów, potem położnictwo bo jednak pracy tak dużo po tym kierunku nie ma, na końcu wywaliłam też (niestety) weterynarię, a czemu? A tego to ja nie wiem. Kto mnie ogarnie?
Czemu pielęgniarstwo? Bo mam dobrą znajomą, która jest aktualnie na piątym roku magisterki. Sposób w jaki wypowiada się o swojej pracy jest niesamowity. Wiecie to było takie "łaaaaał" przez Ł duże jak w reklamie Łowicza. Chciałam być jak ona. 
No i druga ważna kwestia, bardzo chciałam studiować blisko domu. Już od podstawówki zaklinałam się, że wszędzie tylko nie w Tym mieście. I niestety w Tym mieście głupia wylądowałam. Bo blisko. 
Także poszłam na Pielęgniarstwo wierząc, że zbawię świat i będę mieć blisko mamusię. Ale Batmanem nie jestem a o tej rzekomej bliskości opowiem przy okazji następnego postu.


Z czym właściwie się te studia je? 
Pewnie mówiłam to już wiele razy, ale powtórzę, że Pielęgniarstwo jest naprawdę piękne. Wiele osób idzie na nie z myślą poprawienia matury i to jest błąd. Miałam na roku sporo osób mówiących "ja tu tylko na chwilę"i z tych które poznałam bliżej - nie poprawiła żadna. Jest to kierunek bardzo absorbujący i zmuszający do wyrzeczeń pod wieloma względami. Nauki NIE jest mniej niż na innych kierunkach medycznych, dodatkowo jestem wielką przeciwniczką systemu 3+2 bo zbicie wszystkich najważniejszych rzeczy w 3 lata (podobno potem magisterka to pikuś ) okropnie odbija się na planie zajęć w którym od 8 do 17 to minimum, a i od 7 do 20 się zdarza. 
Wracając do samego kierunku - Pielęgniarka to osoba, która bez powołania sobie nie poradzi. Nie raz spotkałam się z opinią, że powołaniem rodziny nie wykarmisz, ale pracą której nienawidzisz też spełnienia marzeń nie osiągniesz. 
Pielęgniarka musi kochać ludzi. Jeśli uważasz - jak ja - że w ludziach najbardziej lubisz ich psy, to nawet o tym kierunku nie myśl. 
Pielęgniarka, taka prawdziwa a nie taka co pracuje z przypadku, jest kimś w rodzaju szpitalnego anioła.
Co znajdziecie na samych studiach? Trochę medycyny w pigułce na takich przedmiotach jak anatomia, mikrobiologia czy filozofia zawodu. Do tego przedmioty zawodowe - na pierwszym roku są to podstawy pielęgniarstwa - które nienadającym się dadzą porządnie w kość. Swoją drogą przyznam, że mnie się bardzo zajęcia z podstaw podobały, do momentu problemu łóżkowego, ale tę sprawę pominę. 
Komu polecam te studia? Osobom cierpliwym, wytrwałym i wolącym działanie praktyczne od rozwiązań teoretycznych. Pielęgniarka powinna (moim zdaniem, rzecz jasna ) umieć rozmawiać z ludźmi i być człowiekiem ugodowym. 
Minusy kierunku to na pewno problem z szacunkiem, w Tym mieście nie mają go do studentów nawet wykładowcy, którzy często są lekarzami i nie wiedzą co studenci pielęgniarstwa właściwie robią na uczelni. 

Nie opiszę wam przedmiotów, wykładowców i nie wypiszę niezbędnych rzeczy. Jeśli potrzebujecie, mogę dać namiar na świetną dziewczynę, którą poznałam na tych studiach i która w przeciwieństwie do mnie przetrwała pierwszy rok i wie, że chce to robić. 


Dlaczego ja zrezygnowałam?
Z powodu braku tych cech, które uważam za niezbędne u pielęgniarki. Cierpliwości, oddania ludziom (oglądając Grę o Tron płakałam jedynie na śmierci wilkora Sansy )... A może po prostu to wina Tego miasta, którego od zawsze nie lubiłam a które jest wyjątkowo niegościnne? Albo nie umiem w ścielenie łóżek?  Licho wie. W każdym razie nie narzekam, kilka miesięcy w domu mi się przydało, chociaż zaklinałam się, że nie ma opcji na żadne gap year. 

Wszystkich to czytających proszę o szacunek do zawodu Pielęgniarek. To one są z nami gdy się rodzimy i gdy umieramy, bez nich po prostu pozdychamy. 

Ps. Cały czas mam wrażenie, że o czymś wspomnieć zapomniałam. Ups.

Słowem wstępu - Canis, po co ci ten blog, do cholery?

O tym, że Canis lubi się udzielać w internecie wiadomo od dawna. Pod wieloma nazwami, na masie różnych portali, grup i w przedziwnych środowiskach - wbrew pozorom, bycie wiecznym dzieckiem fandomów naprawdę zobowiązuje. A więc po co kolejny blog?


Blog ten nie jest blogiem samym w sobie. Jest po prostu dodatkiem do studygrama, na którym będę pisać dłuższe posty. Jednak nie o wątpliwej jakości notatkach,  marudzeniu na bezsens istnienia i ciężkim losie studenta tu będzie. Od tego jest instagram i tam zostanę przy krótkich i bardziej osobistych postach, mających mnie zmotywować lub pozwolić na ujście żali (wydaję się marudna? Hej, realnie jestem raczej panikującą optymistką, to nie tak miało wyjść! ).


Macie jakieś pytania? Piszcie - tu, czy na instagramie.
Chcecie, żebym się wypowiedziała na jakiś temat? Jak wyżej.
Zanim to jednak zrobicie, lojalnie ostrzegam, że maturę napisałam średnio (bo jestem etatowym leniem i naprawdę mało co się uczyłam ), pielęgniarstwo przerwałam po miesiącu, weterynarię dopiero zaczynam, diety jakoś mi nie wychodzą (po zrzuceniu 20 kilogramów wróciło 10 i jakoś nie chce sobie iść ), moje życie towarzyskie woła o pomstę do nieba i do tego wszystkiego jestem panikującą na widok pająka mieszczuszką. Ale mam dwa psy i dużo czytam, tak na swoją obronę.
W każdym razie żadnym autorytetem, kołczem Majkiem, przewodnikiem, mentorem i senpajem dla was nie będę. Ale MOŻE uda mi się być dla was ciekawostką. Uwielbiam bycie ciekawostką, serio.


W przyszłości chciałabym być jak James Herriot - ja wiem, że ten pan skutecznie wybił swojej córce marzenie o weterynarii, ale sam ostatecznie się przyznał, że mylił się co do roli kobiet w tym zawodzie. W każdym razie chciałabym zostać tym lekarzem od wsadzania łapy w żopy krów i napisać książkę. Może akurat o moich głupich wpadkach w czasie edukacji...? W końcu nieskromnie powiem, że w głupotach jestem mistrzem nad mistrzami.



Cytat w tym takim śmiesznym nagłówku oczywiście Herriota. Swoją drogą, powiedział on też, że nasz (no, mój przyszły) zawód daje nieskończenie wiele okazji do zrobienia z siebie idioty. Dla mnie idealnie.


Tu macie więc tego iście ważnego linka, żeby ktoś kto przybył tu przypadkiem mógł pooglądać jak udaję, że się uczę.



Czy coś jeszcze chciałabym tu dodać...? Mam w planach post o Pielęgniarstwie, recenzję książek Herriota, Trouta i Gamble oraz parę słów o tym, czy rzeczywiście wybór uczelni "blisko" domu jest taki fajny jak się wydaje.  I słowo harcerzyka ( którym byłam tydzień ) że do końca wakacji je napiszę.  


Kiski, lofki i forefki, kończę przynudzać i lecę ogarnąć gluteus maximus, gdyż albowiem MUSZĘ w końcu załatwić lekarza medycyny pracy. Oby tym razem nie był na urlopie. c: